Rogate Ranczo - SPN FF
Apr. 9th, 2007 11:34 pm![[personal profile]](https://www.dreamwidth.org/img/silk/identity/user.png)
Znowu to zrobiłam, ten fandom nakłania mnie do pisania coraz gorszych rzeczy.
Jest to absolutnie perwersyjny prezent wielkanocny dla
mlekopijca. Postarajcie się nie linczować.
479 słów,
nieprzyzwoitość; znaczek R (w domyśle);
spojlerów jakichś większych właściwie brak;
Lubił dwie rzeczy, jeśli idzie o Atherton.
W przeciwieństwie do innych tego typu małych miasteczek, plotki nie były tu pożywką dla zapracowanych kur domowych ani chlebem powszednim dla znudzonych ekspedientek.
Mężczyzna wracający do domu o trzeciej nad ranem nie wzbudzał sensacji i - tutaj objawiała się druga pozytywna cecha Atherton, mimo posiadania miana „studenckiego” - wszyscy już dawno spali i obudzić ich mógł tylko nagły wybuch zamieszek lub wojny.
Nie zastanawiał się nigdy, czy sprawia to aura tego miejsca, czy to, że wszyscy mieszkańcy ciężko i boleśnie uczciwie pracują czy się uczą.
Dean Winchester nie zastanawiał się nad tym, bo to mu właśnie odpowiadało.
Nikt nie obrzucał go palącymi spojrzeniami w pubie, kiedy zjawiał się tam po tygodniowej nieobecności (nie, żeby kiedykolwiek się tym przejmował, ale ze sztyletami wbijanymi w kark piwo nie smakowało mu najlepiej).
Nikt nie robił wymówek, kiedy przyjeżdżał nie wiadomo skąd, cały w ranach kłutych i szarpanych.
Nikt nie zadawał głupich i niewygodnych pytań, więc Dean nie zawracał sobie głowy szukaniem przyczyn takiej małomiasteczkowej tolerancji w sercu purytańskiej Ameryki. Wynajęli z Jo mały, kiczowato uroczy domek na samym wylocie, a Sam zabunkrował się w akademiku i studiował to swoje prawo. Wszystko było idealnie.
Gdy wracał z polowania - jak teraz - z powodu egzaminów bez Sama, wciąż nabuzowany adrenaliną, czuł, że tak właśnie powinno być i w końcu osiągnęli to, do czego kiedyś chyba zmierzali.
Lampa uliczna zamrugała i Dean, przejeżdżając obok motelu Menlo Park Inn, zauważył zaparkowanego tam ciemnego Chryslera, potężną maszynę Sama.
Uśmiechnął się - Sammy nareszcie odkrył, że nie samą nauką żyje facet i wyrwał jakąś okazję. Dean miał tylko nadzieję, że nie przydrożną.
Impala podskoczyła na znajomych wybojach i moment później Dean zgasił silnik.
Uroczo kiczowaty domek spał, jak wszystkie w miasteczku. Spała też zapewne Jo, więc Dean wszedł do środka najciszej jak potrafił, rezygnując ze zwyczaju z motywem Freda Flinstone'a ("kochanie, twój mężczyzna powrócił z łowów!"), który tak ją bawił.
Odstawił torbę z bronią gdzieś w przedpokoju i, nawet nie ściągając butów (za co pewnie miało mu się dostać nazajutrz, polowania na bagnach nie szły w parze z wypastowanymi panelami), poszedł do sypialni.
Jo spała, odwrócona do niego plecami. Jej długie, jasne włosy rozsypały się na tej piekielnie bladoróżowej poduszce i wyglądały cholernie pociągająco.
"Pieprzyć to" pomyślał wbrew jednej z ich niepisanych zasad o niebudzeniu się nawzajem, gdy nie są to nagłe przypadki. To przecież był nagły przypadek.
Ostrożnie położył się na kocu obok.
Dotknął ramienia Jo, wywołując na nim gęsią skórkę; poruszyła się niespokojnie, ale wciąż spała. Pocałował ją delikatnie w zagłębienie szyi. Była rozgrzana od snu i pachniała mydłem, jakby dla kontrastu - na dworze było lodowato, a poza tym od trzech dni nie brał prysznicu i jedyne, co zdążył zrobić w drodze powrotnej z polowania, to ogolić się podczas jazdy, w miarę bez obrażeń.
Jo westchnęła cicho.
- Mmm... Nie teraz Sam, dobrze?
Odwróciła się po chwili, ale w pokoju nikogo już nie było.
Parę słów wyjaśnień:
Auto Sama, czyli Chrysler 300C, to Krowa. Stąd wziął się cały Krovaverse. Stąd nieco crackowy tytuł. Wybaczcie.
mlekopijca napisała kontynuację tegoż ficka w Pyle na wietrze. Ach. ♥
Jest to absolutnie perwersyjny prezent wielkanocny dla
![[livejournal.com profile]](https://www.dreamwidth.org/img/external/lj-userinfo.gif)
479 słów,
nieprzyzwoitość; znaczek R (w domyśle);
spojlerów jakichś większych właściwie brak;
Lubił dwie rzeczy, jeśli idzie o Atherton.
W przeciwieństwie do innych tego typu małych miasteczek, plotki nie były tu pożywką dla zapracowanych kur domowych ani chlebem powszednim dla znudzonych ekspedientek.
Mężczyzna wracający do domu o trzeciej nad ranem nie wzbudzał sensacji i - tutaj objawiała się druga pozytywna cecha Atherton, mimo posiadania miana „studenckiego” - wszyscy już dawno spali i obudzić ich mógł tylko nagły wybuch zamieszek lub wojny.
Nie zastanawiał się nigdy, czy sprawia to aura tego miejsca, czy to, że wszyscy mieszkańcy ciężko i boleśnie uczciwie pracują czy się uczą.
Dean Winchester nie zastanawiał się nad tym, bo to mu właśnie odpowiadało.
Nikt nie obrzucał go palącymi spojrzeniami w pubie, kiedy zjawiał się tam po tygodniowej nieobecności (nie, żeby kiedykolwiek się tym przejmował, ale ze sztyletami wbijanymi w kark piwo nie smakowało mu najlepiej).
Nikt nie robił wymówek, kiedy przyjeżdżał nie wiadomo skąd, cały w ranach kłutych i szarpanych.
Nikt nie zadawał głupich i niewygodnych pytań, więc Dean nie zawracał sobie głowy szukaniem przyczyn takiej małomiasteczkowej tolerancji w sercu purytańskiej Ameryki. Wynajęli z Jo mały, kiczowato uroczy domek na samym wylocie, a Sam zabunkrował się w akademiku i studiował to swoje prawo. Wszystko było idealnie.
Gdy wracał z polowania - jak teraz - z powodu egzaminów bez Sama, wciąż nabuzowany adrenaliną, czuł, że tak właśnie powinno być i w końcu osiągnęli to, do czego kiedyś chyba zmierzali.
Lampa uliczna zamrugała i Dean, przejeżdżając obok motelu Menlo Park Inn, zauważył zaparkowanego tam ciemnego Chryslera, potężną maszynę Sama.
Uśmiechnął się - Sammy nareszcie odkrył, że nie samą nauką żyje facet i wyrwał jakąś okazję. Dean miał tylko nadzieję, że nie przydrożną.
Impala podskoczyła na znajomych wybojach i moment później Dean zgasił silnik.
Uroczo kiczowaty domek spał, jak wszystkie w miasteczku. Spała też zapewne Jo, więc Dean wszedł do środka najciszej jak potrafił, rezygnując ze zwyczaju z motywem Freda Flinstone'a ("kochanie, twój mężczyzna powrócił z łowów!"), który tak ją bawił.
Odstawił torbę z bronią gdzieś w przedpokoju i, nawet nie ściągając butów (za co pewnie miało mu się dostać nazajutrz, polowania na bagnach nie szły w parze z wypastowanymi panelami), poszedł do sypialni.
Jo spała, odwrócona do niego plecami. Jej długie, jasne włosy rozsypały się na tej piekielnie bladoróżowej poduszce i wyglądały cholernie pociągająco.
"Pieprzyć to" pomyślał wbrew jednej z ich niepisanych zasad o niebudzeniu się nawzajem, gdy nie są to nagłe przypadki. To przecież był nagły przypadek.
Ostrożnie położył się na kocu obok.
Dotknął ramienia Jo, wywołując na nim gęsią skórkę; poruszyła się niespokojnie, ale wciąż spała. Pocałował ją delikatnie w zagłębienie szyi. Była rozgrzana od snu i pachniała mydłem, jakby dla kontrastu - na dworze było lodowato, a poza tym od trzech dni nie brał prysznicu i jedyne, co zdążył zrobić w drodze powrotnej z polowania, to ogolić się podczas jazdy, w miarę bez obrażeń.
Jo westchnęła cicho.
- Mmm... Nie teraz Sam, dobrze?
Odwróciła się po chwili, ale w pokoju nikogo już nie było.
Parę słów wyjaśnień:
Auto Sama, czyli Chrysler 300C, to Krowa. Stąd wziął się cały Krovaverse. Stąd nieco crackowy tytuł. Wybaczcie.
![[livejournal.com profile]](https://www.dreamwidth.org/img/external/lj-userinfo.gif)