nashirah: (no wai - sam/jo [spn])
[personal profile] nashirah
Małe oświadczenie: SPN stał się fandomem, w którym napisałam najwięcej skończonych tekstów. Przebił nawet Pottera. Aż mi się wierzyć nie chce.

Odwróceni

czyli historia o odwróconych (priorytetach :P), miłości, zdradzie i innych tego typu pierdołach. Wszystko w miłej dla oka formie porno.
1220 słów, Sam, Jo (i wszyscy pewnie uciekają z krzykiem -__-'), Dean, PG-13

Dla [livejournal.com profile] mlekopijca, w ramach jej dirty OTP. I niech już pisze te "Priorytety"!


Dzień był fatalny. Jeden z tych, kiedy zmuszeni byli do siedzenia w motelu po polowaniu, między jedną robotą a drugą.
Ego Deana, nagle wolne od adrenaliny, rozrastało się do monstrualnych rozmiarów, co w konsekwencji prowadziło do idiotycznych kłótni. Czepiali się siebie praktycznie o wszystko, a brudne skarpetki w umywalce i pasta do zębów na ręcznikach były powodem prawie że regularnej wojny podjazdowej. Nie pomagały też durne uwagi starszego Winchestera o duchu dr Queen unoszącym się nad miastem i Sam czuł, że jeszcze kilka takich godzin i zrobi użytek z dwustronnej taśmy samoprzylepnej w celu zakneblowania i związania Deana. Po namyśle jednak wpadł na lepszy pomysł.
- Wiesz co? Chyba musimy od siebie odpocząć – stwierdził, obserwując jak Dean zdejmuje but i urządza polowanie na muchę.
- Jasne, Sammy, spierdalaj. Wróć, jak ci ta menopauza przejdzie.

**
Sam mijał własnie jakiś nowo wybudowany hipermarket, gdy zadzwoniła komórka. Przeklął w myślach natręctwo Deana i odebrał.
- Dean, której części zdania rozkazującego „odpieprz się ode mnie” nie rozumiesz?
- Sam?
Młodszy Winchester zatrzymał się gwałtownie, co sprawiło, że wpadła na niego jakaś starsza pani (i przy okazji wypuściła taką wiązankę, jakiej jeszcze, w całym swoim doświadczonym pod tym względem przez Deana życiu, nie słyszał).
- To ty, Jo? Przepraszam, nie spojrzałem na wyświetlacz. Coś się stało?
- Myślę... myślę, że potrzebuję pomocy.

**
Złośliwy duch, z którym nie mogła uporać się Jo, był dziecinnie łatwy do złapania i unieszkodliwienia. Sam podejrzewał, że Jo przechodzi jakiś szczególnie trudny okres. Albo, że zwabiła go tu pod pretekstem polowania i ma zamiar boleśnie powetować sobie traumę emocjonalną, jaką zafundował jej parę tygodni temu.
Jak na razie, nic nie wskazywało na opcję drugą – Jo przyprowadziła go do jakiegoś podrzędnego pubu, zjedli pizzę, wypili po piwie, mało brakowało, a zaczęliby rozmawiać o pogodzie. Na szczęście, zanim doszło do takiej ostateczności, właściciel pubu ogłosił zamknięcie lokalu i oboje ewaukowali się do motelu, w którym obecnie mieszkała Jo.
Sytuacja zrobiła się bardziej niż niezręczna, a Jo zdawała się niczego nie zauważać. Jak dotąd nie wspomniała ani słowem o wydarzeniach z Duluth, nie zapytała, dlaczego nie ma z nim Deana skoro zwykle trzymają się razem.
- Twój? - zapytał idiotycznie, żeby po prostu w jakiś sposób przerwać tę cholerną ciszę, która wwiercała mu się uszy jak śrubokręt, i wskazał na karabin leżący na biurku przy ścianie.
- Mojego taty. Nieporęczny, ale skuteczny.
Jo chwyciła karabin i chwilę ważyła go w dłoniach.
- Wiesz, Sam, mój tata ponoć mawiał, że z Winchesterem zawsze bezpieczniej i dlatego nic mu się nie może stać. Nie na dobre mu to wyszło, nie? – Uśmiechnęła się lekko i odłożyła broń na biurko. Sam patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami. - Ale ma rację, bez Winchestera w pobliżu nie czułabym się tak pewnie. - Przygryzła wargę i zaśmiała się nerwowo, jak ktoś, kto powiedział nieprzyzwoity żart na imieninach u cioci. Sam rozluźnił się nieco.
Ale Jo nie machnęła ręką tak, jak zwykle się macha, gdy powie się nieudany żart.
Zamiast tego poczuł jej dłonie na swoich ramionach, jej usta na jego ustach.
- Jo... Jo, co do...?
- Alternatywna forma podziękowań – poinformowała go Jo, między pocałunkami.
- Jo... Jo! Poczekaj, czy ty... wszystko w porządku? - Sam czuł się, jakby nagle stał się uczestnikiem jednego z tych nieprzyzwoitych mentalnie snów Deana, którymi starszy Winchester dzielił się podczas śniadania i które na dobre odbierały Samowi apetyt.
Jo spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami bez śladu zażenowania.
- Nigdy nie było lepiej, to chciałbyś usłyszeć?
- Nie, ja... Jo...
Dłonie Jo zsunęły się z ramion Sama na jego tors, i niżej. Sam poczuł, że robi mu się dziwnie gorąco i zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie.
- Hej. - Głos Jo nie był ani zniechęcony, ani rozczarowany. Brzmiał raczej tak, jakby Jo świetnie się bawiła. - Nie podoba ci się? Pomyślałby kto, jeszcze miesiąc temu nie miałeś nic przeciwko, no nie?
- To o to ci chodzi, tak?
- Mhm. Poniekąd.
Dał się zaskoczyć i wylądował na ścianie, przyduszony ciężarem ciała Jo.

**

Dean odebrał po trzecim sygnale.
- Hej Sammy, dość przebywania z samym sobą na dziś?
- Dean, potrzebuję pomocy.
- W kwestii menopauzy?
- Nie. - Sam zerknął na ogłuszoną Jo, którą zmuszony był przywiązać do krzesła. - W kwestii Jo.
- Jo? Sam, co... gdzie ty do cholery jesteś? - Dean natychmiast spoważniał i Sam prawie widział, jak zeskakuje z wyrka i łapie w biegu kluczyki Impali.
- Motel „Travelodge”, Nevada Avenue. I zabierz ze sobą Zestaw Małego Egzorcysty, może się przydać.
Dean mruknął coś w odpowiedzi i Sam się rozłączył.

**
Jo wybudziła się dość szybko, biorąc pod uwagę, że Sam, z braku mniej szkodliwych, ale skutecznych środków, rąbnął czołem Jo o ścianę.
- Och, Sam, ostro sobie pogrywasz. Jestem taka... skrępowana.
Sam spojrzał na nią, ale nic nie powiedział. Wmawiał sobie, że jest opętana i że na pewno mści się na nim Meg. Na pewno.
Rozległo się pukanie do drzwi i Sam poszedł otworzyć. Jo z nieukrywanym zainteresowaniem zmierzyła Deana od butów po czubek głowy.
- Myślałam, że spędzimy bardziej intymny wieczór. Cześć, Dean.
- Cześć... Meg.
Dean pochylił się nad nią z uśmiechem i chlusnął zawartością butonierki. Jo zamrugała.
- Woda święcona? Oj, niegrzecznie. Może po prostu mnie rozwiąż i załatwimy to raz-dwa? Będzie fajnie. Obiecuję. Przy okazji, kim jest Meg?
Winchesterowie wymienili spojrzenia, Dean ruchem głowy wskazał drzwi do pokoiku obok.
- Ona nie jest opętana.
- Zauważyłem. Sam, w takim razie co...
- Nie wiem, może jej odbiło?
Dean prychnął i odłożył na krzesło bezużyteczną torbę pełną artefaktów potrzebnych do odprawienia egzorcyzmów.
- Ale posłuchaj Dean, może rzeczywiście, wtedy kiedy... No, wiesz. Kiedy byłem opętany. Może to jakoś na nią, bo ja wiem, wpłynęło i...
- Przestań chrzanić, dobra, Sammy? Nic na nią nie wpłynęło, to nie ona.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem – burknął Dean i otworzył torbę, a Sam był pewien, że robi to, żeby zająć czymkolwiek ręce. Jednak nie – wyciągnął z niej małą latarkę i nóż. - I możemy się szybko przekonać.

**
- Wisisz mi zgrzewkę piwa za niedowiarstwo.
- Odwal się.
- Możecie przestać świecić mi po oczach tą latarką?
Dean pstryknął wyłącznikiem, ostatni refleks błysnął w tęczówkach Jo.
- Okej, słoneczko. Gdzie jest Jo?

**
- Nie musiałeś jej przesłuchiwać tak gwałtownie.
- Święty się znalazł – mruknął Dean, a Sam przewrócił oczami. Rury kanalizacyjne nie były najprzyjemniejszym miejscem na sprzeczki rodzinne, odpuścił więc sobie stwierdzenie, że zmiennokształtny mimo wszystko też jest człowiekiem. Dean nie przyjąłby tego spokojnie.
Znaleźli Jo kilka przecznic dalej, nieprzytomną i z głębokim zadrapaniem ciągnącym się przez cały policzek.

**
Minęło dobre kilka chwil, zanim udało się im ją dobudzić, wyjść z tych przeklętych rur, doprowadzić do jako takiego stanu używalności, opowiedzieć co się stało.
Na twarzy Jo odbijała się mieszanina wściekłości na zmiennokształtnego (a może i na własną nieporadność, pomyślał Sam) i czegoś nieokreślonego, co Sam zidentyfikował jako jakiś żal. I to do nich.
- Może powinniśmy... no wiecie. Powiadamiać się, gdzie jesteśmy. I nie wchodzić sobie w drogę – powiedziała Jo, po momencie ciężkiej ciszy, jaka zapadła między nimi, gdy dotarli do motelu i pozbyli się ciała duplikatu Jo. - Cholera. Wszystko się pieprzy, jak jestem z którymś z was. W pobliżu was. - poprawiła się.
- Chciałbym powiedzieć że nie, ale chyba masz rację – stwierdził Dean pozornie spokojnym tonem. - Może się kiedyś jeszcze spotkamy.
- Byle nie za szybko, co? - zapytała cicho Jo.
Dean wzruszył ramionami, wymamrotał jakieś pożegnanie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Sam pożegnał się w równie ekspresowym tempie, zapewnił Jo, że będą w kontakcie i wybiegł za bratem.

**
- Całowałeś ją.
- Prędzej ona mnie. Zazdrosny?
- O zmiennokształtnego? Wybitnie śliska sprawa, Sammy.
- Ale załóżmy, że to byłaby Jo.
- Ale nie była. - Dean podkręcił głośność radia. Love is only a feeling, The Darkness.

*odwołania do dr Queen spodowowane miejscem pobytu Winchesterów, mianowicie - Colorado Springs
** The Darkness znalazło się w tekście przez moją manię co do tej piosenki a propos Sam/Jo
*** tytuł... nie pytajcie. Nie, nie oglądam tego serialu.

Profile

nashirah: (Default)
nashirah

April 2011

S M T W T F S
     12
3456 789
10111213141516
17181920212223
24252627282930

Most Popular Tags

Style Credit

Expand Cut Tags

No cut tags
Page generated Jul. 29th, 2025 06:56 pm
Powered by Dreamwidth Studios